Cześć wszystkim w nowym roku! Dzisiaj notatka nieco podróżnicza, czyli o ostatnim sylwestrowym wyjeździe. Spędziłam go z trójką znajomych w przepięknym mieście, zwanym Wenecją Północy, czyli Amsterdamie. Rano nieco pozwiedzaliśmy - widzieliśmy m. in. Pałac Królewski z Placu Dam, Begijnhof oraz dziedziniec Muzeum Historycznego (dziedziniec dawnego sierocińca).
Następnie mieliśmy 5 godzin czasu wolnego, więc mogliśmy się rzucić w głąb miasta. Stanęło na tym, że uzupełniliśmy racje żywnościowe w Albercie Heijnie i szukaliśmy dobrej restauracji. Po mini wycieczce wśród kanałów, wróciliśmy na Plac Dam i obok niego zjedliśmy typowo włoski obiadek w pizzerii Steakhouse. Mieliśmy też w planach wejście do Madame Tussaud's, ale to był dość spory wydatek. Potem rozdzieliliśmy się - Klaudia z Jędrzejem zobaczyli od wewnątrz pałac, a my z Piotrkiem poszliśmy na kawę, po której nabraliśmy sił na odnalezienie napisu I Amsterdam. Obczailiśmy mapkę i poszliśmy. Po 30 min. wędrówki trafiliśmy na miejsce - byłam z nas mega dumna. Po drodze mijaliśmy Rijksmuseum.
Po powrocie na Plac Dam udaliśmy się pod Oude Kerk (jeden z najstarszych kościołów) w dzielnicy Czerwonych Latarnii, przez którą też mieliśmy okazję przejść. Szczerze, te kobiety zamiast zachęcać, odpychały. Na widok jednej aż odskoczyłam od okna. Wieczorem zaczęło się nasze 8 godzin czasu wolnego. Najpierw zajrzeliśmy na dworzec centralny, a potem poszliśmy znowu na słynny napis. Do naszego kwartetu dołączyły dwie dziewczyny - Paula i Mirela. Wieczór cały praktycznie przesiedzieliśmy w Cafe de Gaeper popijając Merlota i wspominając. To aż graniczyło z cudem, że znaleźliśmy miejsce w tym zatłoczonym mieście. O północy znaleźliśmy się na moście, z którego było widać pokazy fajerwerków wokół nas. Niestety, fotografie i filmiki na snapie nie oddały efektu, jaki był w rzeczywistości. Po pokazie staliśmy w sumie jak kołki do 1:45, bo wtedy mieliśmy zbiórkę naszej grupy. Przykre było to, że autokar przyjechał godzinę później, bo drogi były tak zaśmiecone, że nie dało się przejechać.
Gdybym miała podsumować ten wyjazd, to przyznałabym się, że czasu wolnego było aż za dużo. Poza tym to aż cud, że wróciłam w jednym kawałku. Raz z Piotrkiem weszliśmy pod tramwaj, a ja trzy razy prawie miałam bliskie spotkanie z rowerem (raz nawet życie mi przed oczami przeleciało, jak to się mówi xD). Po północy jedyne czego pragnęłam, to żeby w tym tłumie ludzi nie czuć się taka samotna. Poza tym, było absolutnie genialnie! Wspaniała ekipa, udana pogoda (u nas było 10 na plusie) i kolejne cudowne wspomnienia na lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz